Jesień to pora roku dla części z nas trudna do „przetrwania”. Pora, zdawać by się mogło, zupełnie niesprzyjająca normalnemu funkcjonowaniu, w której odliczamy dni do nadejścia upragnionej wiosny. Co by się jednak stało, gdybyśmy spojrzeli na tę porę roku z nieco innej perspektywy? Dla natury jest to czas bardzo istotny. Czas odpoczynku i gromadzenia wszystkiego tego co najlepsze, by po okresie szarugi i zimna zaskoczyć nas pięknem budzącej się przyrody. Takim właśnie zaskoczeniem jest najnowsza premiera Teatru Polskiego w Podziemiu, czyli „Jesień” w reżyserii Katarzyny Minkowskiej. Na piękne doświadczenie do nadejścia wiosny nie trzeba wcale czekać!
Spektakl powstał na podstawie książki szkockiej pisarki Ali Smith, a reżyserka – Katarzyna Minkowska – tworząc złożony z wielu fragmentów obraz zaprasza nas do wejścia w niesamowity świat. W świecie tym poznajemy historię przyjaźni stuletniego, pogrążonego we śnie Daniela Glucka (Tomasz Lulek, Filip Szatarski) i trzydziestoletniej Elisabeth Demand (Justyna Janowska), choć to nie jedyny wątek opowieści.
Twórcom udało się wykreować niepowtarzalną atmosferę, w której jako widzowie możemy bez większego problemu zobaczyć ukryte barwy, poczuć zapachy, a nawet zdawać by się mogło, zapaść jesienny sen i dać się porwać zwinnie prowadzonej narracji. Odkrywamy nieujawniane dotąd emocje towarzyszące bohaterom i razem z nimi zanurzamy się w ich snach, obrazach i wspomnieniach, w świecie gdzie przeszłość przenika się z teraźniejszością. Nie zabrakło również humoru.
Urzekły mnie wszystkie kreacje Michała Opalińskiego, który na scenie z zupełną lekkością wciela się w role zarówno męskie, jak i kobiece. Poznajemy go jako pracownika poczty, by za chwilę zastanawiać się kim jest siedząca w okienku przychodni rejestratorka, a za moment widzimy pocztmistrzynię, położną, a wreszcie człowieka-drzewo. „Granie drzewa” w wykonaniu Opalińskiego nabiera zupełnie nowego znaczenia i nie ma nic wspólnego z czasami szkolnych przedstawień!
Muszę przyznać, że odpowiedzialny za scenografię Łukasz Mleczak, zaskoczył mnie jej modułowością i plastycznością. Na początku naszym oczom jawi się poczekalnia przychodni lub urzędu pocztowego – są okienka, krzesła, jest nawet ekran wyświetlający numerki – słowem: klasyk. Do tego łóżko szpitalne, trochę pożółkłych liści (to w końcu ma być jesień!) i już, scenografia stoi. Szczęśliwie okazało się, że to nie wszystko i na naszych oczach sceniczny świat zmienia się nie do poznania. Odniosłem wrażenie, że całość zaplanowano wręcz dla zaskoczenia widza.
Umiejętne wykorzystanie obrazu na żywo z kamer znajdujących się na scenie i projekcje na ceglanych ścianach Piekarni pozwoliły na zagospodarowanie wdzięcznej przestrzeni Centrum Sztuk Performatywnych. Całości sztuki dopełniają światła, za których reżyserię odpowiedzialna jest Monika Stolarska.
Na scenie przez cały czas widzimy wszystkich aktorów, którzy swoją obecnością podejmują się różnych ról w społeczeństwie i kreują obraz codziennego życia, jaki wszyscy znamy. Liczne absurdy, biurokracja, niezrozumienie i wszechobecne stereotypy. Trudno wymienić wszystkie aspekty poruszane w spektaklu.
W zestawieniu do wydarzenia, jakim był Brexit z 2020 roku pojawiają się polskie marsze niepodległości. Narracja zatwardziałych przeciwników osób identyfikujących się jako niebinarne przeplata się z wzajemną miłością dwójki ludzi. Nieosiągalne i niemożliwe w przedstawianej historii staje się prawdą, a nad tym wszystkim jawi się pełna barw jesień, namacalna niczym wykonana podczas majsterki kompozycja z opadłych z drzew kolorowych liści.
Wielkie gratulacje należą się również studentkom i studentom wrocławskiej Filii AST: Oldze Mleczko, Anastazji Kowalskiej, Jakubowi Sendekowi, Mateuszowi Guzowskiemu, Janowi Duszy i Kasi Wuczko. Ich obecność na scenie w doskonały sposób uzupełnia całość formy i stanowi element tworzącego się na naszych oczach kolażu.
To przedstawienie-kolaż, choć składa się z licznych fragmentów, zamyka się w jedną spójną całość. Każdy wyniesie z niego coś dla siebie i podda refleksji inny obszar odnosząc go do własnych doświadczeń. Wystarczy tylko się na ten spektakl do Podziemia wybrać. Warto! Warto dla gry aktorskiej, scenografii, świateł, opowieści, a przede wszystkim dla samych siebie.
Krzysztof Antonik
Teatrealnie.pl