„Balladyna”w Teatrze Układ Formalnyi zaskoczenie – na scenie tylko dwie aktorki ze stałego zespołu teatru. Czy można wystawić spektakl z udziałem dwóch aktorek, podczas gdy w oryginalnej tragedii Juliusza Słowackiego przewidziano 16 osób i 3 postaci fantastyczne? Odpowiedź brzmi: „Da się, ale…”.
Druga wizyta w Układzie Formalnym, nutka ekscytacji po zobaczeniu mającej niedawno premierę „Limby” i zdziwienie! Cały spektakl został zagrany przez dwie aktorki: Alicja Czerniewicz wcieliła się w tytułową Balladynę, Paulina Mikuśkiewicz wystąpiła natomiast w roli Aliny.
Pierwsze „Ale…”
Z tymi rolami to nie do końca tak, że były one przypisane jeden do jeden każdej z aktorek. W trakcie samego spektaklu wypowiadały się bowiem także w imieniu swojej Matki – wdowy, Pustelnika czy Kirkora. Zamysł reżyserki – Marty Streker, która odpowiadała też za opracowanie tekstu i reżyserię światła – ciekawy, lecz nie zawsze do końca wiedziałem, kogo powinienem przypisać do aktualnie wypowiadanej kwestii. Byłoby to jeszcze trudniejsze, gdybym treści działa Słowackiego nie znał. Jednym słowem: chaos (choć nie powiem, intrygujący).
Drugie „Ale…”
Pomimo tego, że na samej scenie nie zobaczymy innych członków zespołu Układu Formalnego, pojawiają się oni epizodycznie w formie krótkich niemych filmików rzucanych na ściany wokół sceny przy pomocy projektorów. Ten pomysł pozytywnie mnie zaskoczył i wprowadził choć częściowo postaci, których w sztuce po prostu zabraknąć nie mogło. Niestety ewentualne kwestie postaci były wypowiadane przez Balladynę czy też zasztyletowaną przecież Alinę, która magicznie odzyskawszy życie, heroicznie dotrwała aż do końca przedstawienia…
Trzecie „(nie)Ale…”
Scenografia była skromna, choć zdecydowanie wystarczająca przy parze aktorek występujących na scenie. Maria Mordarska (odpowiedzialna za scenografię) i Kacper Scheffler (realizacja oświetlenia) doskonale wykorzystali grę świateł i kilka projektorów, które w połączeniu z obrazem z kamery na żywo powiększanym kilkukrotnie i rzucanym na ścianę pozwoliły odwzorować las z wykorzystaniem zaledwie kilku patyków przymocowanych do obrotowej platformy. Pożar domu nie wymagał też rozpalania gigantycznego ogniska, a jedynie minipłomienia na owej platformie, który powiększony na ścianie sprawiał destrukcyjne wrażenie trawiąc domek w głębi „lasu”.
Podsumowując moją lutową wizytę w Teatrze Układ Formalny i sam spektakl… przyznaję, że trochę się zawiodłem. O ile scenografia, światła czy muzyka spełniły moje oczekiwania, to niestety „Balladyna” w wykonaniu dwóch aktorek mnie nie przekonała. Zamysł być może dobry i interesujący, ale moim zdaniem po prostu się nie sprawdził.
Z teatralnym pozdrowieniem,
Krzysztof Antonik
Teatrealnie.pl